środa, 23 listopada 2016

Rozdział 9

Kamma i Robin spędzili razem prawie cały weekend. Po powrocie w poniedziałek do szkoły dziewczyna musiała opowiedzieć o wszystkim swojej przyjaciółce. Oczywiście wolała pominąć fakt, że Robin spał u niej bez wiedzy Tiany. Nie było powodu, dla którego Alison mogłaby zacząć jej robić wyrzuty i Kamma wolała, aby tak zostało.
- Kino, spacer, zakupy, księgarnia, kawiarnia - wyliczała brunetka, przy każdym słowie bardziej marszcząc brwi. Trochę zazdrościła koleżance, że tak jej się powodzi. - Jak wy kurczę za to zapłaciliście?
- On płacił - sprostowała blondynka. - Kartą.
- I starczyło mu pieniędzy? - nie dowierzała Alison.
- No tak, a co w tym dziwnego?
- Dziewczyno, wszystko kosztuje. Te kozaki musiały być mega drogie - wskazała na buty przyjaciółki. - A ten wisiorek i łańcuszek do niego są srebrne. Prawdziwe srebro?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? - zapytała Kamma, nieco się już denerwując tym wypytywaniem.
- Po pierwsze k a s a, a po drugie, czy przypadkiem srebro nie zatrzymuje przemiany u wilkołaków?
- Widzę, że się wyedukowałaś i jesteś ekspertem w tej dziedzinie. A jak tam weekend z Regulusem? - zmieniła temat, unikając odpowiedzi na pytanie. Postanowiła, że zapyta o to Shery'ego potem.
Brunetka spojrzała na nią karcąco. Jak mogła pytać o takie rzeczy? Ale z drugiej strony, ona już ją przesłuchała, więc powinna się zrewanżować.
- Jakoś poszło - odparła tylko i weszła do klasy, bo zaczęła się już lekcja. Dziewczyny usiadły razem w ławce. - Nie ma Cat - zauważyła Ali.
- Pewnie się spóźni. Zresztą po weekendzie trudno jej się dziwić - zachichotała Kamma.
Jednak Cat nie pojawiła się na tamtej lekcji ani na następnej. Nie było jej tamtego dnia w szkole, Mike'a również. Przyjaciółki spekulowały, co tych dwoje mogło zrobić takiego, że nie przyszli. Luno nie wdawał się z nimi w dyskusję jak zwykle zajęty myśleniem o nie-wiadomo-czym.
Tak naprawdę rozmawiał z braćmi w myślach. Zwierzęta leśne wyczuwały zagrożenie, nad pobliską rzeką Syberlan znalazł szczątki i ochłapy ryb, a w lokalnej prasie pojawiło się ogłoszenie o zaginięciu kota jakiejś kobiety. Niestety, to co zostało z tego kota, Gary znalazł między gałęziami drzew, na wysokości kilku metrów. Fenestra zabijała i pożerała coraz więcej stworzeń, nie kryjąc się z tym specjalnie. Wilki podążały za nią przez cały czas, jednak nie atakowały.
Luno wciąż miał sobie za złe, że dał się tak łatwo podejść. Pamiętał, jak pojawiła się nie stąd ni zowąd i dotknęła go swoimi obrzydliwymi palcami, a potem zajrzała w oczy. Czuł wtedy, jakby wysysała mu duszę i przejmowała kontrolę nad ciałem. Był w środku, uwięziony, niezdolny do przeciwstawienia się. A potem była ciemność i wreszcie ból. Ból, który był najprzyjemniejszym bólem w jego długim życiu. Wyciągnął go z otchłani, a wtedy Luno zobaczył, do czego doprowadziła Fenestra. Po tym, jak Kamma zmieniła się w wilka, czuł się jeszcze gorzej i jego bracia o tym wiedzieli.
Chłopak siedział w ławce i notował wnioski dyktowane przez nauczyciela. Wzrok miał nieobecny, ale nagle wrócił do rzeczywistości. Usłyszał ciężkie kroki na korytarzu i tylko czekał, aż drzwi klasy się otworzą.
Do środka weszło dwóch policjantów. Przedstawili się i zapytali o Kammę i Alison. Spojrzenie Luna, jak i większości osób w klasie, powędrowało do dwóch, siedzących razem dziewcząt. Potem wraz z policjantami opuściły klasę.
***
- Wiecie, dlaczego tu jesteście? - zapytał starszy mężczyzna. Wyglądał na takiego, który zbliża się do emerytury i jest już zmęczony wykonywaniem swojego zawodu. Jego szare oczy wędrowały od panny Magis do panny Periv i z powrotem.
Dziewczęta pokręciły głowami, a mężczyzna westchnął i zaczął stukać końcem długopisu w kartkę papieru przed nim. Młodszy policjant stał przy drzwiach, tuż obok dyrektora, który musiał być równie mocno zdezorientowany, co jego uczennice. Nerwowo pocierał rękaw swojego garnituru. 
- Catherine Hornes i Mike Middleson zaginęli - poinformował je wreszcie i wyciągnął długopis.
- Co?! - Alison spojrzała na policjanta jak na wariata. Potrzebowała kilku sekund, aby dotarło do niej, że mężczyzna nie żartuje.
- Państwo Middleson wrócili wcześniej do domu. Niepokoili się, że ich syn nie odbiera od nich telefonu. Jak się okazało, nie było go w domu, ani w domu Catherine. Oni i państwo Hornes próbowali się dodzwonić do dzieci, niestety bezskutecznie. W niedzielę zgłosili zaginięcie. Podobno byłyście najlepszymi przyjaciółkami z Catherine. 
W głowie Kammy natychmiast pojawiła się wizja Cat i Mike'a rozszarpywanych przez Fenestrę. Czuła to, wiedziała, całą sobą wiedziała, że to na pewno sprawka Fenestry. Natura cualii jej to podpowiadała. Zabrakło jej tchu. Złapała za naszyjnik. Miała wrażenie, że ją dusi, że powstrzymuje coś, co tak usilnie próbuje się z niej wyrwać.
- Zostaw - usłyszała w głowie. To jedno słowo sprowadziło ją na ziemię. Robin musiał się już dowiedzieć.
- Wiecie gdzie mogli pójść? Kontaktowali się z wami? - dziewczęta spojrzały na siebie i pokręciły głowami. - Co wiecie? - zapytał wreszcie mężczyzna i przyłożył długopis do kartki. Była już trochę zapisana.
- W piątek Cat powiedziała, że idzie do Mike'a na weekend - zaczęła Alison, ale głos jej się łamał. Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Kamma złapała ją za rękę. 
- Nie odzywała się przez cały weekend. Alison była z kolegą u niego w domu, a ja z chłopakiem prawie całe dwa dni spędziliśmy w Newgate - dokończyła Kamma.
Policjant zapisał coś koślawo na kartce i przez moment zastanawiał się nad następnym pytaniem.
- Nie zdziwiło was, że Catherine nie daje znaku życia?
- Po szkole rzadko ze sobą gadałyśmy - odpowiedziała Ali. Ścisnęła dłoń Kammy i uniosła hardo głowę. Nie zamierzała się poddawać. Obiecała sobie, że jak tylko spotka Robina, to nakopie mu za wszystkie złe rzeczy, które ją spotkały z jego powodu.
- Czy oni mieli jakichś wrogów?  Zauważyłyście, żeby Catherine miała ostatnio kłopoty? - nagle do rozmowy włączył się drugi policjant. Był wyższy i szczuplejszy od tego siedzącego za biurkiem.
- Wrogów? - warknęła brunetka. - Ta dziewczyna była uosobieniem radości i..I nie wydaje mi się, żeby miała kłopoty.
- Mnie nie było w szkole - dodała pospiesznie Kamma.
Policjant obszedł biurko, za którym siedział jego przełożony i sprawdził coś na kartce leżącej na blacie.
- A tak. Grypa żołądkowa. A przynajmniej tak jest na usprawiedliwieniu. Często chorujesz, panno Periv.
- Klimat mi nie służy - odpowiedziała szybko blondynka. Musiała zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Nie mogła zdradzić, że wie, co się mogło stać Cat i Mike'owi. Jej wewnętrzny wilk chciał się wyrwać, lecz nie mógł tylko przez srebrny naszyjnik włożony pod T-Shirt.
- Czy to już wszystko? - ucięła Alison, widząc, że policjant chciał coś jeszcze dodać, ale po jej pytaniu zrezygnował. Dziewczyna miała w sobie coś takiego, co zwykle stawiało rozmówcę w roli jej podwładnego.
- Tak. Odezwiemy się jeszcze - poinformował starszy policjant, zabrał kartkę i wstał. - Panie dyrektorze - mężczyźni podali sobie ręce i po chwili policjanci wyszli z gabinetu.
Rozbrzmiał dzwonek. Dziewczęta wyszły z gabinetu i Kamma oparła się o ścianę. Jej oczy wydały się Alison bardziej błękitne niż zazwyczaj.
- Kamma? - Alison złapała ją za ramię, ale ta nie reagowała.
- Magis, odsuń się - nagle dziewczyna została odepchnięta przez Robina. Niespecjalnie mocno, ale odsunęła się o dwa kroki.
- Jej wilk chce się wydostać - zwrócił się Shery do Alison.
- To przez was. To wasza pieprzona wina - mówiła dziewczyna, kilkukrotnie wbijając koniec swojego paznokcia w klatkę piersiową chłopaka. - Cat i Mike zaginęli, czaicie to?
- Zamknij się, babo - warknął Gary.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem i chciała coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała. W tamtej chwili liczyło się dla niej dobro przyjaciół, a pokrzykiwanie na Nightów nie przyniosłoby niczego dobrego.
Alfa trzymał nadgarstki blondynki w swoich dłoniach. Kammą targały silne emocje i trudno mu było wejść do jej głowy, by je opanować. Po chwili jednak udało mu się uspokoić i wilka wewnątrz swojej dziewczyny i ją. Nadal oddychała ciężko, ale w końcu jej oczy nieco zbladły.
- Dobrze, że srebro zadziałało. Swoją drogą, to fascynujące - skomentował Shery.
- W porządku? - zapytał Robin, patrząc w oczy cualii.
- Cat i Mike zaginęli i..Już pewnie nie żyją i to przeze mnie i..I moi rodzice też zginęli przeze mnie - mówiła Kamma, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Robin natychmiast przytulił ją i zaczął uspokajać.
- Trzeba powiedzieć Syberlanowi, żeby uważał na gliniarzy. Na pewno będą szukać w lesie - zauważył Gary, patrząc na starszego brata.
- Ma ich szukać - syknął Alfa. - Cat i Mike'a. I my po szkole też szukamy - spojrzał na Alison, nadal tuląc łkającą Kammę. - I nie rozdzielać się, tak?
- I co to nam da, co? - odburknęła brunetka. - Oni byli razem i teraz nie wiadomo gdzie się podziali.
- Ale tym razem Ty i Regulus będziecie z Kammą. Jakby co, to zdejmijcie jej naszyjnik.
Ta informacja zdziwiła chyba nawet samego Robina. Jego bracia wiedzieli, iż moc cualii jest jak dotąd nieznana i używanie jej było niebezpieczne. Kamma przetarła oczy i odsunęła się od chłopaka, patrząc na niego pytająco. Jednak z drugiej strony, czy istniało jakieś lepsze rozwiązanie?
***
Biały wilk szedł za swoim bratem bardzo wolno. Nie podobało mu się, że musi szukać Cat i Mike'a. Oczywiście w jakiś sposób byli mu bliżsi niż reszta społeczności szkolnej. Ale to tylko utrudniało sprawę. Luno nie chciał znaleźć pozbawionych życia ciał tych dwojga, lecz była to najprawdopodobniejsza wersja wydarzeń. Są już martwi i nawet Kamma to przeczuwała, a może raczej jej natura cualii.
Pablo zatrzymał się i węszył tuż przy ziemi zasypanej śniegiem. Próbował odnaleźć ślady, jakikolwiek znak, że któreś z zaginionych tu było. Niestety na próżno. Szukali już przy domach, przy drogach i przy szkole. Żadnych poszlak.
- Dlaczego nie możemy zostawić tego policji? - zapytał Luno.
- Bo Robin powiedział, że mamy szukać. Nie zadawaj głupich pytań - warknął Pablo, nie odrywając nosa od śniegu.
- A od kiedy tak się go słuchasz? - obruszył się młodszy brat, próbując choć na chwilę przerwać poszukiwania.
- Młody, o co Ci chodzi? Czego się boisz? Jesteśmy przecież we dwóch.
- Tak, ale..Ale to nie ma sensu, skoro gliniarze też szukają. Powinniśmy zawrócić.
- Nie wymądrzaj się, bo dostaniesz - ciemnozielone oczy brata posłały Lunowi złowrogie spojrzenie.
- Tak jak Ty?
Luno prowokował Pabla, mając nadzieję, że ten w końcu przystanie na jego pomysł i zawróci. Ale ten tylko pobiegł dalej między drzewa, a jego brat był zmuszony za nim gonić. Z ich dwójki właśnie Pablo był odważniejszy i wcale nie bał się konfrontacji z Fenestrą.
Biegli przez polanę. Nie było widać nawet śladów, które zostawiłyby zwierzęta. Śnieg nie padał, ale w tamtym miejscu było go sporo. To wzbudziło podejrzenia w starszym z braci. Nagle usłyszał, jak coś dużego uderza o ziemię.
- Luno? - żółty wilk zatrzymał się i obrócił w stronę brata.
Luno leżał przednią częścią ciała na ziemi. Szybko podniósł się na cztery łapy i spojrzał na to, co spowodowało jego potknięcie. Pod śniegiem leżało coś różowego i bardzo twardego. Jasnozielone oczy błysnęły i po chwili wilk wyciągnął spod śniegu zamarzniętą dłoń.
- A reszta ciała...
- Podnieś śnieg - warknął Pablo.
Biały wilk wypuścił znalezioną dłoń z pyska i stanął stabilniej na podłożu, a potem zamknął oczy. Nagle śnieg na całej polanie zaczął się unosić coraz wyżej i wyżej. Płatki białego puchu wirowały w powietrzu, a na ziemię zaczęła wypadać reszta kawałków ciał. Nie miały zapachu, nie były ciepłe, krew w nich zastygła i jedyne co można było od nich wyczuć, to czarną magię.
- Dlatego nie mogliśmy ich znaleźć. Wystarczy.
Jak na komendę śnieg znów spadł na ziemię i zatrzeszczał. Luno otworzył oczy i zdusił pisk. Żal ścisnął mu serce, gdy patrzył w oczy pozbawione życia. Wiele razy widywał zwłoki, ale pierwszy raz były to zwłoki kogoś, kogo kiedyś znał, lubił, rozmawiał z nim. A teraz z Cat i Mike'a zostały tylko jakieś zamarznięte kawałki.
- Trzeba powiedzieć chłopakom - zarządził Pablo.
Jemu również nie podobał się ów widok, jednak wziął się w garść i próbował połączyć z resztą paczki. Obleciał go strach, lecz nie okazywał tego tak, jak Luno. Bo skoro dwoje ludzi nie żyje, to znaczy, że Fenestra rośnie w siłę i teraz on także nie może czuć się bezpiecznie.

piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 8

Kamma podniosła wzrok na chłopaka.
- Co tak patrzysz? - zapytała, a potem już wiedziała. Spojrzała na siebie. Na swoje nagie ciało leżące na kanapie i na ciuchy porozrzucane dookoła. Te same, które miała na sobie przed przemianą. Złapała za poduszkę i okryła się na tyle, na ile mogła.
Jednak Robin wciąż nie odwracał wzroku.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów jesteś człowiekiem - w jednej chwili pojawił się przy niej i przytulił ją. W następnej odsunął się i odwrócił plecami. - No, ubierz się. Przecież nie będziesz tak paradować przez cały dzień. 
Kamma szybko pozbierała ciuchy i zaczęła je nakładać. Nie miała lepszego wyjścia.
- Dlaczego wy przemieniacie się już w ubraniach? - spytała wyraźnie niezadowolona.
- Z tego samego powodu, dla którego Ty byłaś zwyczajnej wielkości, a my jesteśmy dużo więksi. Nie wiem. Akurat my przemieniamy się z ciuchami, ale są inne odmiany wilkołaków i niektórzy rozdzierają swoje ubrania, a inni biegają w nich. Podziały rasowe - wzruszył ramionami.
Po chwili odwrócił się i zobaczył swoją dziewczynę wiążącą włosy gumką w kucyk. Podszedł do niej i objął ją w pasie.
- Nie obraź się, ale jako człowiek bardziej mi się podobasz.
- Podejrzewam - odparła i sama położyła ręce na jego ramionach. Stali tak chwilę wpatrzeni w siebie.
- Przepraszam, że się na Ciebie zdenerwowałem. Nie powinienem był - ucałował ją w czoło.
- Zapomnijmy o tym. Po prostu mów mi wszystko, co mówisz braciom.
- Oni żyją..
- Trochę dłużej ode mnie i wiedzą trochę więcej niż ja. Wiem, nie musisz mi ciągle o tym przypominać - przerwała mu. Alfa pokręcił głową i pocałował ją namiętnie.
Po sprawdzeniu szwów i wzięciu witamin, Kamma wybrała się do domu w towarzystwie swojego chłopaka.
***
- Alison - dziewczyna odwróciła się na dźwięk swojego imienia.
- Co? - warknęła, przerywając pisanie.
- Z Kammą już wszystko w porządku - szepnął Luno.
- Panno Magis, panie Night, proszę się skupić na lekcji! - skarcił ich nauczyciel.
- Przepraszam - burknęli oboje i wrócili do przepisywania schematu.
Alison nerwowo pocierała końcówki swoich ciemnych włosów. Nie dało się ukryć, że cała sytuacja była bardzo dziwna. Jej niedawna przyjaciółka zmieniła się w wilkołaka, tak jak reszta bandy, której ona chciała unikać. Od kiedy Kamma zaczęła zadawać się z braćmi Night, Alison czuła się odrzucona, zepchnięta w kąt. Jednak już na początku roku zdążyła się pokłócić ze swoją przyjaciółką z kim ta powinna rozmawiać, a z kim nie i doszły do wniosku, że nie jej sprawą jest z kim Kamma utrzymuje kontakt. W końcu ona sama zadawała się z wampirem, choć Max sprawiał wrażenie nieszkodliwego. 
Rozbrzmiał dzwonek i brunetka zabrała swoje książki, po czym wyszła z sali, kierując się pod następną. Po drodze dogoniła ją Cat.
- Um, Alis, wiesz co?
- Co?
- Mike..zaprosił mnie do siebie na weekend. Jego rodzice wyjeżdżają. Może Ty i Regulus też byście chcieli wpaść? - zapytała z nadzieją.
- E, nie. Jakoś nie widzi mi się podwójna randka.
- C..co?! Randka? Myślisz, że on zaprosił mnie na randkę? Ale to niemożliwe. Przecież..przecież my się tylko przyjaźnimy! - upierała się.
- Cat, nie bądź dzieckiem. Przecież oboje się sobie podobacie. Przyznaj wreszcie. Zresztą skoro Kamma ma chłopaka, to dlaczego Ty nie możesz? - dziewczyna odwróciła się do przyjaciółki i oparła plecami o ścianę przy sali, w której miały mieć następną lekcję.
- Ona to co innego. Przez ten swój związek ma same kłopoty. I my też.
- Dobrze, że wreszcie to zauważyłaś. Jeśli chcesz znać moje zdanie: idź do Mike'a, pogadaj z nim, a nuż dowiesz się, że jesteście sobie przeznaczeni. Tylko bawcie się grzecznie - pogroziła jej palcem.
- Nie wiem, co jest złego we wspólnym oglądaniu filmów i graniu w gry.
Alison pokręciła głową. Zawsze sądziła, że infantylność jej przyjaciółki doprowadzi ją kiedyś do czegoś złego. Broń Boże, nie posądzała Mike'a o złe zamiary, po prostu martwiła się o to, jak Cat poradzi sobie w życiu.
Zaraz też pojawił się przy niej Regulus.
- Spieprzaj, Altimore. Nie mam czasu - syknęła jak zwykle.
- Tak, tak, daruj sobie - mruknął jej do ucha i po chwili przyciągnął brunetkę bliżej siebie.
- Muszę się uczyć.
- Każdy musi czasem odpocząć od nauki, a ja znam sposoby. Słyszałem, że Mike zaprosił Cat do siebie, to może Ty przyjdziesz do mnie? Zrobisz mi wielką przyjemność, przyszła pani Altimore - i już chciał ją pocałować, ale dziewczyna zakryła mu usta dłonią.
- O nie, moi rodzice nie przepadają za Tobą i nie pozwolą mi nocować poza domem. Dobrze wiesz.
- To powiedz, że idziesz do Kammy albo Cat.
- Odpada. Mój ojciec będzie dzwonił i pytał, czy na pewno tam jestem - przewróciła oczami.
- Chociaż daj się zaprosić na kilka godzin albo niech brat Cię kryje - nalegał Regulus, choć czas go naglił. Do dzwonka brakowało kilkunastu sekund.
- Zobaczymy - odburknęła i pozwoliła się pocałować na pożegnanie.
- Jesteś cudowna, panno Magis - rzucił na odchodne.
Jednak dziewczyna miała jeszcze inne plany.
***
Drzwi otworzyły się i blondynka weszła do swojego pokoju, zostawiając plecak przy biurku. Tuż za nią pojawił się Robin, który uparcie twierdził, że przez ten weekend nie odstąpi jej na krok.
- Chcesz się czegoś napić?
- Może ja powinienem Cię o to zapytać. Albo wiesz co? Ty idź się wykąp, a ja zrobię Ci obiad i przekażę Lunowi, żeby przyniósł Ci notatki.
- O to już się sama zatroszczę. Napiszę do Alis i Cat - mówiąc to, zaczęła wybierać ciuchy z szafy. Sięgnęła po szary T-shirt ze wzorem białych łap. - Może to?
- Twój brak wiary w pilność mojego brata jest krzywdzący - zaśmiał się, ignorując pytanie.
- To wrodzona, damska solidarność - jej ręce znów zanurkowały w głębi szafy i przekładały kolejne części garderoby.
- Jak sobie chcesz. Słuchaj, może masz rację i trochę przesadziłem z tym wszystkim..Więc jeśli czujesz się na siłach, to jutro moglibyśmy pojechać do Newgate i...
- Nie mam kasy - przerwała mu Kamma, zanosząc ubrania do łazienki.
- Ja stawiam.
Dziewczyna westchnęła i zastanowiła się chwilę. Z jednej strony bała się Fenestry, dawno nie wyjeżdżała z Moonlight i brakowało jej Emount, choć już nie odczuwała tego tak mocno. Tam codziennie mogła chodzić do kina, na basen, do teatru, to biblioteki, czy nawet na imprezę w towarzystwie Weronici. Jednak to wszystko odeszło już dawno i Kamma miała wrażenie, że minęły lata od tamtych chwil. Mimo to była wykończona ostatnimi wydarzeniami i nie miała pewności, czy znów nie zmieni się w wilka.
- Nie zmienisz się, już ja o to zadbam - powiedział Robin, dając do zrozumienia, że czytał jej w myślach.
- Ej, miałeś tego nie robić - pogroziła mu palcem, na co on tylko uśmiechnął się złośliwie.
- Czyli postanowione. A Fenestrą zajmą się chłopaki i Syb. Nie wątpisz w nich, prawda?
Kamma tylko przewróciła oczami i uśmiechnęła się pod nosem, a potem weszła do łazienki, zamykając drzwi.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to jestem do usług.
- Nie! - wychyliła głowę zza drzwi. - Poradzę sobie, jestem już duża, tak? Precz do kuchni, życzę sobie homara w kawiorze.
- Może do tego wino, dla niepełnoletniej?
- Jak się bawić - zaśmiała się i wróciła do łazienki.
Robin zszedł na dół i skierował się do kuchni. Miał nadzieję, że Tiana, mimo ciągłego przesiadywania w pracy, uzupełniała zawartość lodówki. Jak bardzo się mylił. Westchnął niepocieszony i zaczął przeszukiwać szafki. Wreszcie udało mu się znaleźć trzy paczki zupek makaronowych, a z zamrażarki wyciągnął dwie piersi z kurczaka.
Po półgodzinnych zmaganiach udało mu się zrobić sałatkę, w której skład wchodził makaron, podsmażone kawałki mięsa, a wszystko wymieszane z odrobiną majonezu. Przydały się również przyprawy z zupek, nadające pikanterii.
Nałożył porcję dla siebie i dla Kammy, a resztę schował w lodówce.
- Nigdy nie sądziłem, że będziesz robił za kucharza - zaśmiał się Luno w myślach.
- Do nauki, młody.
- No, no, kto by się tego spodziewał - wtrącił się Gary. - To co z tym winem?
- I homarem w kawiorze? - dodał Pablo. - Ja czekam.
- Lepiej zajmijcie się Fenestrą, zamiast myśleć o żarciu - w całym zamieszaniu, tylko Shery zachował spokój.
- Syb, jak się sprawy mają? - zapytał Robin.
- Ślad urwał się gdzieś przy waszej szkole, choć zaczynałem od tamtej nory, w której była Kamma.
- Okey. Gary i Luno, sprawdźcie, gdzie może być, Syberlan, pokręcisz się przy szkole - zarządził Alfa. - Jutro nie szukacie. Dajemy jej pomyśleć, że jest bezpieczna. Ja i Kamma pojedziemy do Newgate. Bez odbioru.
Robin zdążył zanieść obiad do pokoju swojej dziewczyny i wrócił jeszcze, żeby zrobić herbatę.
***
Alison nacisnęła dzwonek i usłyszała, jak z wnętrza domu dochodzi jego dźwięk. Była sama. Nie miała zamiaru czekać, aż Regulus poprawi kartkówkę z historii. Cat musiała zmywać się do domu, ażeby przygotować sobie wszystko na weekend. Ali widziała, iż jej przyjaciółka jest podekscytowana faktem, że spędzi czas sam na sam z Mikiem. 
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a dziewczyna zmarszczyła brwi podejrzliwie.
- A Ty co tu kuźwa robisz?
- Obiad robię. O co chodzi? - zapytał Robin, przyglądając się Alison. Nie mógł zaprzeczyć, że to była właśnie ona, a nie Fenestra w skórze panny Magis. Bo i tak mogłoby się zdarzyć.
- Przyszłam do Kammy. Gdzie ona jest? - dziewczyna wyjrzała nad jego ramieniem do wnętrza domu.
- Po co? - zignorował jej pytanie.
- Żeby pogadać, sprawdzić jak się czuje - Alison była wyraźnie niezadowolona, że chłopak śmiał wyciągać od niej takie informacje. - Nie Twoja sprawa - fuknęła i zaczęła wchodzić do środka.
Robin westchnął i przepuścił ją, ponieważ zatrzymywanie tej dziewczyny było, jakby na to nie spojrzeć, bezsensowne.
- Jest u siebie - powiedział, zamykając drzwi.
Kiedy Ali szła na górę, w głowie roiła sobie różne scenariusze. Co, jeśli Robin zabił Kammę i ją też ma zamiar zabić? Może powinna odwrócić się i uciekać? Z drugiej strony, jakie miała szanse w starciu z nim? Już raz kontrolował jej ciało i nie mogła nic powiedzieć na temat tego, co widziała z Kammą w lesie. I szczerze nienawidziła tego uczucia. Nie móc nic powiedzieć, wiedząc aż tyle...Serce łomotało jej w piersi i gdy weszła do pokoju przyjaciółki, ulżyło jej.
Blondynka siedziała na krześle przy biurku i zakładała skarpetki. Mimo to, Alison znów się przestraszyła.
- Kamma..Twoje ręce..i w ogóle. Oh! Co Ci się stało? Zaraz...Czy wy właśnie..? - to pytanie zawisło między nimi.
- Nie. Oczywiście, że nie - odpowiedziała szybko przyjaciółka.
Alison zmierzyła ją podejrzliwym wzrokiem.
- Spokojnie, przyzwoitko. Przy mnie zostanie wieczną dziewicą - powiedział cynicznie Robin i wyminął ją w drzwiach, trzymając w rękach dwa kubki z herbatą. - Życzę smacznego - dodał, stawiając je na biurku obok dwóch talerzy z sałatką. Potem usiadł na łóżku i przypatrywał się dziewczynom.
- Ali, nie wiesz nawet, jak za Tobą tęskniłam - Kamma podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją.
Alison nie przepadała za takim okazywaniem uczuć, ale z uwagi na sytuację, mogła to przemilczeć. Do tej pory martwiła się o blondynkę, ale skoro ta była prawie cała, to braciom Night należał się jeden punkt prestiżu w jej oczach.
- To teraz opowiedz co się stało - ponagliła ją i usiadła na krześle, zostawiając torbę przy biurku.
Kamma nie była jednak zbytnio przekonana, czy powinnam mówić o całej sprawie i ostatnich wydarzeniach komuś takiemu jak Alison.
- Co? Nie możesz? Nie mów, że on Ci zabrania - spiorunowała wzrokiem Robina, który przyglądał się im bez słowa. - Bo jeśli tak, to mogę go stąd zaraz wyrzucić - zadeklarowała, choć dobrze wiedziała, że nie miałaby z nim szans. Mimo to jej duma i odwaga były godne podziwu.
- Nie, nie. W porządku. Po prostu nie wściekaj się.
- O co Ty mnie posądzasz?
Kamma pokręciła tylko pobłażliwie głową. Alison w tym wszystkim pozostawała nadal sobą - wyniosłą, żądną krwi i rozrywki damą o niezszarganej opinii i długim języku. Po kilku minutach brunetka posiadła całą potrzebną jej wiedzę i wtedy to ona zaczęła opowiadać o wszystkim, co wydarzyło się w szkole. Największą, paradoksalnie małą sensacją była dla nich Cat i jej weekend z Mikiem.
Robin za to nie odzywał się przez cały czas. Był niezadowolony z wizyty Alison. Fakt, że i tak powinien się jej spodziewać - w końcu miała przynieść notatki - niczego nie zmieniał. Kamma powinna odpocząć, ograniczyć swoje kontakty towarzyskie do minimum, póki nie uda się złapać Fenestry. Poza tym brunetka żywiła do niego podobne uczucia, co on do niej. Nie przepadali za sobą, głównie dlatego, że Alison nie chciała sobie psuć opinii, a Robin uważał ją za plotkarę. Chcąc nie chcąc musieli się znosić.
- Czekaj, Newgate? To dość...daleko. I czym wy tam niby pojedziecie?
- Końmi. Mam prawo jazdy. Nerayla pożyczy mi auto - odpowiedział Robin, wcinając się w rozmowę.
- Tylko się nie zabijcie - mruknęła.
- To Tobie radziłbym uważać. Trzymaj się blisko Regulusa. I Cat, i Mike'a. Minimalnie większe szanse na przetrwanie.
- Robin - syknęła Kamma. - Nie strasz jej.
- Straszyć? Opowiedziałaś mi o wszystkim, o tym chorym doktorze, o potworze, który Cię szuka i patrząc na Ciebie, mogę powiedzieć, że przeszłaś piekło. I to JA mam się martwić o siebie? A Ty - zwróciła się do Alfy, który spoglądał na nią jakby rozczarowany tym, co widzi. - Nie mów mi co mam robić.
Nagle z dołu dobiegł ich dźwięk otwieranych drzwi.
- Tiana wróciła - poinformował je Robin, a obie dziewczyny popatrzyły w stronę drzwi.
- Ali - zaczęła blondynka. - Przepraszam, ale jest już późno. Powinnaś wracać do domu. Błagam, uważaj na siebie - przytuliła przyjaciółkę.
Alison zabrała torebkę i ruszyła do wyjścia. Kamma już schodziła na dół, aby przywitać się z Tianą.