Okno do pokoju otworzyło się, jakby poruszała nim jakaś niewidzialna siła. Do środka wśliznął się osiemnastoletni chłopak o ciemnobrązowych falowanych włosach i piwnych oczach. Jedno było dziwne, a mianowicie to, że wszedł przez okno na pierwszym piętrze. Robin nie był jednak zwykłym chłopakiem, a tym bardziej człowiekiem. To demoniczny wilk mający czterech młodszych braci i będący księciem Podziemia. Mogłoby się wydawać, że to zło wcielone, że należy odprawić egzorcyzm i jak najszybciej posłać go do piekła. Przekonania te były już nieaktualne, średniowiecze skończyło się kilka wieków temu, a demony, które siały spustoszenie w tamtych czasach zostały schwytane i zesłane pod ziemię. Alfa nie był w rzeczy samej dobrą duszą, jednak nie można powiedzieć, że był do końca zły. Świat musiał zachować jakąś równowagę.
Chłopak miał zatroskane spojrzenie, a złośliwy uśmiech zniknął mu z twarzy.
— Ulżyć ci? — zapytał spoglądając na blondynkę siedzącą na łóżku.
— Już ci mówiłam, nie mam zamiaru przeżyć tego inaczej, niż każdy normalny człowiek. Po to właśnie jest żałoba — odwarknęła.
Nie miała humoru. Wczoraj z resztą też. I przedwczoraj. Nie było to spowodowane zbliżającą się "pierwszą plagą Egipską", ale Kamma była taka już zbyt długo i jej chłopak się niepokoił. Nie lubił patrzeć jak cierpi. Mógłby za jednym zamachem złagodzić ból psychiczny mieszając jej w głowie dobrymi emocjami. Usiadł obok niej.
— Wiesz, że nie tylko ja się o ciebie martwię. Tiana, Alison, Cat, chłopaki, nawet Nerayla. Za każdym razem zbywasz swoje przyjaciółki mówiąc, żeby dały ci czas. Ale życie przecieka ci przez palce, króliczku. — Mówiąc to przytulił ją i powoli zaczął wnikać w jej myśli. Błękitnooka jeszcze o tym nie wiedziała. Siedziała wtulając się w jego pierś i zamykając oczy. Alfa przenikał każde uczucie i wreszcie dopadł te, których szukał. Żal, ból, smutek, rozpacz, wszystkie zaczęły blednąć i wreszcie pozostał tylko cień. Robin nie chciał ich usunąć, bo obiecał sobie, że nie będzie mieszał cualii w głowie... W każdym razie nie tak bardzo. W tym momencie dziewczyna wyrwała się z jego objęć i zmierzyła morderczym spojrzeniem. Już się zorientowała, a górę wzięła złość.
— Czemu to zrobiłeś?! — Te słowa wypowiedziane były z niekłamaną nienawiścią. — Jak mogłeś?! Ty nigdy nie poczujesz tego, co ja teraz. — Tym razem pretensjonalnym ton.
— Wiesz, ja też kiedyś kogoś straciłem, jeśli o to ci chodzi.
— Co? — zdziwiła się i od razu zaczęła czekać na dalszy ciąg jego słów. Ale on milczał jeszcze dłuższą chwilę. Trudno mu było mówić.
— Istniałem już kilkaset lat temu, w średniowiecznym królestwie. Żeby być na ziemi, musiałem urodzić się jak wiele nadnaturalnych istot. Król nie był moim prawdziwym ojcem, ale królowa... Kochała mnie jak prawdziwe dziecko. Sama była wilczycą. Pewnej nocy wracaliśmy z lasu do zamku przemienieni. Natknęliśmy się na straż. Matka kazała mi się ukryć, a sama zginęła. — Zamknął oczy, wracając wspomnieniami do tej chwili. Noc oświetlona pół księżycem. Ludzie w zbrojach i ich przywódca z mieczem, który przebił waderze gardło. — Patrzyłem i nie wychodziłem stamtąd. Po śmierci znów stała się człowiekiem. To był skandal. Królowa wilkołak. Zabrali mi pierwszą kobietę, którą kochałem. Zabiłem ich wszystkich, a przywódcę straży zostawiłem na sam koniec i się zemściłem. Nadal mi jej brakowało. Ona nie mogła pójść do Podziemia, bo była bardziej dobrą duszą. To chyba nawet lepiej. — Alfa spojrzał na blondynkę. — Gdybym pytał cię o zdanie, to i tak nie zabiłbym Maxa. Nie pozwoliłabyś na to, też masz dobre serce. Ja nie miałem, a zemsta niewiele mi pomogła. Lepiej pogodzić się z losem.
Ale Kamma nie chciała. Z każdym dniem popadała w coraz większą rozpacz. Może nie była na tyle silna? Choć teraz czuła się lepiej i współczuła mu. Jej nie było dane patrzeć na śmierć rodziców, która była zresztą szybka i raczej bezbolesna.
— Przepraszam. — Położyła dłoń na jego dłoni. — Po prostu ja... Ja chcę to przeboleć. Owszem, chciałabym już z tego wyjść, ale jakoś nie mam siły.
— Jestem z tobą. Jeśli tylko będziesz chciała, to pomogę. W końcu umiejętności są po to, żeby je wykorzystywać — uśmiechnął się złośliwie, jak to miał w zwyczaju. Wypracował to sobie już wieki temu, wyłapując demony, które zbytnio mąciły w ludzkim świecie. Nie wiedział, że jeden z nich umknął ostatnio i teraz zbierał siły by zaatakować.
Dziewczyna pocałowała go, jednak Robin musiał już się zbierać. Dzisiaj on miał pomagać swojej opiekunce w klinice weterynaryjnej. Gdy wychodził przez okno, zostało mu zadane jedno pytanie.
— Jak ona się nazywała?
— Nava — odparł wilk i umknął do lasu.
On zawsze poprawiał jej trochę humor, nawet jeśli była na niego zła. Kamma nie musiała się go obawiać. Prawdziwym zagrożeniem są wrogowie, na przykład wampiry. Wkrótce jednak nie tylko one miały stanowić owe zagrożenie.
* * *
W Podziemiu panowało ogólne poruszenie. Straż została podwojona i specjalnie przeszkolona. Uwięzione demony były traktowane jeszcze surowiej niż zwykle, a zabezpieczenia w ich celach zostały wzmocnione. Sam Demon był wściekły. Kazał wychłostać i torturować Kenosa. Fenestra uciekła i wydostała się na Ziemię. Jak mogło dojść do czegoś takiego?! On wiedział, że wyszła kilka miesięcy po ostatnich wydarzeniach z pijawkami. Cualia była w niebezpieczeństwie. Trzeba było schwytać tę piekielną istotę. Ale od czego miał Robina? Tylko ktoś musiał go powiadomić.
— Syberlan, jesteś wreszcie. Słuchaj, nie mam ci za złe, że ta zdzira uciekła. Jesteś przyszłym kapitanem straży i w twojej gestii będzie teraz leżeć sprowadzenie jej tu z powrotem. Dam ci możliwość przybrania ludzkiej formy i siedzenia na Ziemi, jak długo to będzie konieczne. Wiesz, że teraz bezpieczeństwo Kammy jest najistotniejsze. Bez niej nie będzie Robina, a tym samym nie będzie waszego wilczego gatunku. Sama Fenestra ściągnie zagładę na ludzkość, a tego nam nie trzeba. Idź i sprowadź ją.
Syberlan skinął tylko łbem i wybiegł się przygotować. Demon żałował, że nie może zniszczyć potworów, które stworzył, a jedynie sprowadzić je do nieskończonego w swej rozległości Podziemia i trzymać w zamknięciu. Fenestra była błędem braku doświadczenia w jego "karierze". Myślał, że istota pragnąca tylko zła i śmierci będzie wspaniałym narzędziem. Tymczasem zbyt wielki spryt i brak lojalności sprawił, że istota ta przestała go słuchać. Zresztą, po tylu stuleciach głodu i życiu w ciemności już kompletnie odebrało jej rozum. Trzeba mieć nadzieję, że nic gorszego się już nie wydarzy. Gdyby upiór zabił Kammę, to Robin sam zniszczyłby swoją duszę, a przez to wszystkie wilkołaki jego gatunku by zginęły. Bez Alfy nie ma reszty. Bez demonicznych wilków nie ma kto pilnować i wyłapywać demonów takich jak Fenestra. A Demon nie będzie mógł stworzyć drugi raz tej samej rasy. Zapanuje chaos, nieprzyjaciel dla władcy Podziemia i władcy Niebios. Bez dusz ludzkich świat nie ma sensu.
* * *
Syberlan czuł się nieswojo jako człowiek. Nigdy nie stał na dwóch nogach, nigdy nie miał chwytnych rąk. Ale mimo wszystko jakoś sobie poradzi. Skoro Night'owie dali radę, to on też. Teraz zaczął zmierzać ku budynkowi, w którym mieściły się klinika weterynaryjna i dom czarownicy oraz jej podopiecznych w jednym. Syb nigdy nie poznał bliżej Nerayli. Wiedział o niej tyle, że miała około trzystu lat i niegdyś była potężną wiedźmą, a teraz tylko udawała prawną opiekunkę dla chłopaków.
Gdy wszedł do prowizorycznej poczekalni, za biurkiem zastał piękną brunetkę o brązowych oczach przeglądającą jakąś książkę. Na pierwszy rzut oka można było pomyśleć, że to zwykła książka, ale taką nie była. To był jeden ze spisów mikstur, trucizn i odtrutek dla czarownic. Sama kobieta emanowała czymś, co mogła wyczuć tylko istota nadnaturalna. Kiedy podniosła na niego spojrzenie, od razu się zorientowała, że to nie człowiek, że w rzeczywistości jest taki jak jej chłopcy.
— Zgubiłeś się? — zapytała prześmiewczo i odłożyła lekturę. Od miesięcy przeglądała swoje stare książki do czarów, przypominające jej o czasach dawnej świetności.
— Mam sprawę do Robina.
— Daje psom tabletki. Możesz wejść — odprawiła go machnięciem ręki.
Chłopak skierował się więc za wskazane drzwi. W środku, dość sporym pomieszczeniu, po obu stronach i na przeciw wejścia stały klatki. Miały wielkość metr na metr i były oświetlane jedynie światłem z sufitu. W każdej klatce był koc i miski z jedzeniem i wodą. Gdzieniegdzie były nawet psy. Pomieszczenie wydawało się sterylne. Po prawej stronie Syberlan ujrzał znajomego demona. Robin właśnie włożył do miski z jedzeniem tabletki uspokajające dla jack russell terrier'a i położył ją na swoim miejscu.
— Syberlan? — zdziwił się Alfa zamykając klatkę. — Jesteś człowiekiem? Co tu robisz? Coś się stało?
— Obawiam się, że tak. Twój ojciec mnie przysłał. Bo wiesz... Fenestra... Ona uciekła. — Mówiąc to podszedł bliżej Night'a.
— Jaja sobie robisz? Syb, to nie jest śmieszne. — W tym momencie wniknął w myśli swojego rozmówcy. — Ty... nie kłamiesz. Ale to niemożliwe.
— A jednak. Musimy ją złapać. Pytanie tylko jaki masz plan.
— Muszę jeszcze pomyśleć. Nie łatwo upolować coś tak przebiegłego i niebezpiecznego. Oprócz chłopaków i Ney, nikt nie może się dowiedzieć — dodał po chwili.
1 komentarz:
No i klapa! Niebezpieczeństwo na wolności.
Podobało mi się, szybko się rozkręca, ale to nic. Będę niedługo czytać dalej :)
Mój blog (klik!)
Prześlij komentarz