- Wiecie, zawsze można zrobić zakupy przez internet - powiedziała Magis machając dziewczętom swoją kartą przed nosem. Od niedawna miała własne konto w banku, ponieważ rodzice zamiast dawać jej kieszonkowego, woleli wpłacać pieniądze na konto.
- Jeśli tak bardzo chcesz to spoko, ale potem się rozliczamy - uprzedziła Cat, która wcinała wielką miskę budyniu truskawkowego.
Na jej słowa blond włosa spojrzała nieco niepewnie na swoje przyjaciółki. Nie chciała żeby one kupiły jej coś wbrew jej woli, bo potem będzie musiała wydawać mnóstwo kasy, którą dostała w spadku po rodzicach. Powiedzmy sobie szczerze, fortuna to to nie była. Widząc jej minę pantera spoważniała.
- Słuchaj, nie możesz tak żyć. Trzeba korzystać z życia i brać co najlepsze, więc dzisiaj nie będziesz patrzyła na cenę, rozumiesz? - zapytała łapiąc koleżankę za ramię. Jej nie wolno się sprzeciwiać.
- Tak, tak, jasne.
- Świetnie. A więc moje drogie; czas na shopping! - dziewczyna klasnęła w dłonie i już wszystkie trzy siedziały wlepiając oczy w ekran laptopa w poszukiwaniu jeansów, topów, sukienek, butów i dodatków. Kamma uniosła kąciki ust i pomyślała co Weronica powiedziałaby na takie zachowanie. Na pewno by go nie pochwalała, ponieważ nie lubiła ogólnie takich damskich spraw.
* * *
Duży brązowy wilk przemierzał las długimi susami. Ptaszki wyćwierkały mu, że gdzieś niedaleko w bardzo dziwny sposób została zabita kuna. Trochę jakby zrobił to człowiek, ale trochę jak zwierzę. Gdy basior dotarł do miejsca zbrodni, czuł już bardzo intensywnie woń rozkładu i krwi. Smród istoty, która zabiła ssaka był odpychający. Gary jednak węszył dalej, by podjąć trop.
- Chłopaki, chyba ją mam - poinformował swych braci i Syberlana telepatycznie.
- Biegnij. Dogonimy Cię - nakazał Robin.
Drugi z braci tylko się uśmiechnął i połączył ze swoim żywiołem. Był częścią ziemi, przyrody, która ich otaczała. Zaczął mknąć do celu jeszcze szybciej niż przedtem. Polana, las, drzewa, krzaki, gałęzie, kwiaty, ścieżka, znów las. I oto namierzył ofiarę. Wyskoczył z podłoża i zmaterializował się tuż przed miejscem, w którym ślad się urywał. A już myślał, że ją dopadł. Z drugiej strony spotkanie z Fenestrą napawało go obawą, choć był osobą, która rzadko się bała. Odetchnął cicho i spojrzał w niebo. Błyskawica strzeliła tuż obok niego i już po chwili stał w tym miejscu Robin. Gdy brązowy wilk spojrzał za siebie, ujrzał Syberlana, który przybiegł, Shery'ego, który zmaterializował się z powietrza i Pabla, który formował się z piaskowych odłamków.
- Cholera! Gdzie się podziała? Nie mogła tak po prostu zniknąć - warknął srebrny basior.
-Obawiam się, że mogła i to zrobiła. Nie jestem pewien jak, ale trzeba jej przyznać, że jest sprytna i silna - odpowiedział mu czerwonooki.
- A wy...Gdybyście byli w obcym miejscu, osłabieni i rządni zemsty, której jeszcze prawdopodobnie nie ułożyliście, to gdzie byście się ukryli? - rzekł spokojnie Alfa. Spojrzał na swych towarzyszy. - Zamaskowanie swojej obecności przed nami, tropicielami wymagało użycia dużej ilości mocy i siły. Ona nie pokaże się nam, puki nie nabierze sił i nie ułoży planu. Dopiero co wydostała się z podziemia, musi ochłonąć...
- Robin, to nie jest jakiś tam zwykły potwór, który działa instynktownie. Ona ma swój rozum, ma spryt. Prawdopodobnie podejmie działanie, którego nie będziesz się spodziewał, więc nie próbuj myśleć tak jak ona. Ta istota nie myśli tak jak wszystkie. Właśnie dlatego Syberlan tu jest - Shery przerwał bratu rozmyślania. Każdy wiedział, że ma rację. Może nie znał się na sprawach podziemia tak dobrze jak sam książę, ale miał ze wszystkich najwięcej oleju w głowie. Bracia zawsze cenili sobie jego rady, a i tym razem nikt nie protestował. Paczka ruszyła w stronę miasteczka, będąc nieświadoma, że ich cel był tak blisko. Fenestra ulokowała się tylko kilka kilometrów dalej. Była niesamowicie wyczerpana. Najpierw musiała się wydostać z podziemia, a teraz jeszcze rzucić zwodzące zaklęcie maskujące. Nigdy nie lubiła ciężkich zaklęć, bowiem nie była do nich stworzona. Przydzielono jej niewielką część magii, praktycznie znikomą. Lecz postanowiła osłabić się jeszcze bardziej i ukryć przed wilkami. Nie słyszała ich rozmowy, jednak czuła egzystencjalnie, że odeszli.
* * *
Po zakupach, herbacie i długich rozmowach przeplatanych śmiechem, nagle nadeszła godzina szesnasta. Za oknem wciąż padało. Przyjaciółkom trudno było się rozstać po mile spędzonym czasie. Ale przecież już w poniedziałek zobaczą się ponownie. Tak niewiele czasu pozostało do ferii zimowych. Dziewczyny pożegnały się i każda poszła w swoją stronę. Po powrocie do domu Kammę zastał niesamowity widok. W salonie siedziała Tiana i popijała kawę rozmawiając z jakimś mężczyzną, mającym na oko czterdzieści lat.
- Dzień dobry - powiedziała dziewczyna nieco niepewnie.
- Dzień dobry moja droga - odparł nieznajomy.
- Kamma, to mój kolega z pracy, doktor Smith - przedstawiła gościa Tia, a mężczyzna podał błękitnookiej rękę. - Jest jednym z lepszych pediatrów. Trochę mu o Tobie opowiadałam. Nie masz mi chyba tego za złe?
- Nie skądże. Miło pana poznać - uścisk dłoni był jedynie formalnością. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko, ponieważ była nieco zdziwiona. Jej opiekunka nigdy nie przyprowadzała nikogo to domu. A pan Smith miał złą aurę. Blondynka poszła na górę do siebie, nie mówiąc już nic. Nie miała zamiaru im przeszkadzać. Zaczęła przyglądać się zdjęciu z rodzicami. Minęło już trochę, a ona wciąż to rozpamiętywała. Przywiozła fotografię z domu. Mama, ona i tato. Uśmiechnięci, rozbawieni, siedzący w kawiarni i jedzący lody. Weekendy rodzice mieli wolne, więc nie problem żeby wybrać się do miasta. Przecież nigdzie nie wyjeżdżali w wakacje. Już nigdy mięli nie wyjechać. Nie ze swoją córką.
- Stop - powiedziała sama do siebie. Natychmiast schowała zdjęcie do pudełka i ukryła pod łóżkiem. W pudełku było coś jeszcze. Mosiężny i zdobiony klucz, taki, jak te które otwierają skrzynie ze skarbem. I ten do tego służył. Kamma postanowiła jeszcze raz przejrzeć listę rzeczy, które puma dla niej zamówiła. No ale...Miała też zadzwonić do Wery. Ostatni raz widziały się po pogrzebie. Obiecały sobie, że spotkają się w ferie.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie połączenia.
- Dzień dobry - powiedziała dziewczyna nieco niepewnie.
- Dzień dobry moja droga - odparł nieznajomy.
- Kamma, to mój kolega z pracy, doktor Smith - przedstawiła gościa Tia, a mężczyzna podał błękitnookiej rękę. - Jest jednym z lepszych pediatrów. Trochę mu o Tobie opowiadałam. Nie masz mi chyba tego za złe?
- Nie skądże. Miło pana poznać - uścisk dłoni był jedynie formalnością. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko, ponieważ była nieco zdziwiona. Jej opiekunka nigdy nie przyprowadzała nikogo to domu. A pan Smith miał złą aurę. Blondynka poszła na górę do siebie, nie mówiąc już nic. Nie miała zamiaru im przeszkadzać. Zaczęła przyglądać się zdjęciu z rodzicami. Minęło już trochę, a ona wciąż to rozpamiętywała. Przywiozła fotografię z domu. Mama, ona i tato. Uśmiechnięci, rozbawieni, siedzący w kawiarni i jedzący lody. Weekendy rodzice mieli wolne, więc nie problem żeby wybrać się do miasta. Przecież nigdzie nie wyjeżdżali w wakacje. Już nigdy mięli nie wyjechać. Nie ze swoją córką.
- Stop - powiedziała sama do siebie. Natychmiast schowała zdjęcie do pudełka i ukryła pod łóżkiem. W pudełku było coś jeszcze. Mosiężny i zdobiony klucz, taki, jak te które otwierają skrzynie ze skarbem. I ten do tego służył. Kamma postanowiła jeszcze raz przejrzeć listę rzeczy, które puma dla niej zamówiła. No ale...Miała też zadzwonić do Wery. Ostatni raz widziały się po pogrzebie. Obiecały sobie, że spotkają się w ferie.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie połączenia.
- Hej Wera. Pamiętasz jeszcze o mnie?
- Kami! Oh, dobrze, że dzwonisz. Wiesz...ee..
- O co chodzi? Coś się stało?
- Nie, skądże. Tylko martwiłam się. Chcę żebyś na siebie uważała. Mówię poważnie.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi.
- Zrozumiesz w swoim czasie. Ten Twój chłopak...Eh, nie ufałabym mu. Nie zrozum mnie źle, po prostu ja i Devon po spotkaniu go mamy złe przeczucia.
- Werona, przecież wy prawie z nim nie rozmawialiście!
- Niby racja, ale wiesz, co się nie dowie to się dopowie.
- Kami! Oh, dobrze, że dzwonisz. Wiesz...ee..
- O co chodzi? Coś się stało?
- Nie, skądże. Tylko martwiłam się. Chcę żebyś na siebie uważała. Mówię poważnie.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi.
- Zrozumiesz w swoim czasie. Ten Twój chłopak...Eh, nie ufałabym mu. Nie zrozum mnie źle, po prostu ja i Devon po spotkaniu go mamy złe przeczucia.
- Werona, przecież wy prawie z nim nie rozmawialiście!
- Niby racja, ale wiesz, co się nie dowie to się dopowie.
- Jaasne..A tak ogółem to co u was? Może Ty byś sobie wreszcie kogoś znalazła?
- Co? Ja? Nie, zapomnij. To nie dla mnie. Zostałabym lesbijką, ale dziewczyny są jeszcze gorsze.
- Dzięki.
- Nie Ty, Ty jesteś moją przyjaciółką, pamiętasz?
- Co? Ja? Nie, zapomnij. To nie dla mnie. Zostałabym lesbijką, ale dziewczyny są jeszcze gorsze.
- Dzięki.
- Nie Ty, Ty jesteś moją przyjaciółką, pamiętasz?
- Mhm.
- U nas nic ciekawego. Oceny są w porządku, nauczyciele nowi. Żadnych wrażeń. Dev kazał zapytać czy u Ciebie jakieś rewelacje?
- Nie, nic. I dla Twojej informacji jeszcze do niczego nie doszło między mną, a Robinem.
- To dobrze. Wstrzymaj się do ślubu, wtedy zobaczysz czy na sto procent pasujecie do siebie. Wiesz, mój braciszek jest trochę zdołowany, że masz kogoś.
- Nic dziwnego. Zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę to i teraz go boli. Ale mam już czterech nowych starszych braci.
- Mam nadzieję, że nie namawiają Cię do głupot?
- Nie, mamo.
- Och no weź, wiesz, że się martwimy. Muszę wybadać co i jak i zdać potem relacje chłopakom.
- Okey, okey. Na feriach ich poznasz. Może któryś przypadnie Ci do gustu.
- Nie sądzę. Dobra, muszę kończyć. Do usłyszenia!
- Paa!
- U nas nic ciekawego. Oceny są w porządku, nauczyciele nowi. Żadnych wrażeń. Dev kazał zapytać czy u Ciebie jakieś rewelacje?
- Nie, nic. I dla Twojej informacji jeszcze do niczego nie doszło między mną, a Robinem.
- To dobrze. Wstrzymaj się do ślubu, wtedy zobaczysz czy na sto procent pasujecie do siebie. Wiesz, mój braciszek jest trochę zdołowany, że masz kogoś.
- Nic dziwnego. Zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę to i teraz go boli. Ale mam już czterech nowych starszych braci.
- Mam nadzieję, że nie namawiają Cię do głupot?
- Nie, mamo.
- Och no weź, wiesz, że się martwimy. Muszę wybadać co i jak i zdać potem relacje chłopakom.
- Okey, okey. Na feriach ich poznasz. Może któryś przypadnie Ci do gustu.
- Nie sądzę. Dobra, muszę kończyć. Do usłyszenia!
- Paa!
I rozmowa dobiegła końca. Kamma wiedziała, że nie może powiedzieć swojej przyjaciółce o prawdziwej tożsamości chłopaków i tym wszystkim. Wiedziała również, że Robin też nie jest jakoś optymistycznie nastawiony co do Wernici i Devona, ale nic na ten temat nie mówił.
______________________________________________
Nie mam pojęcia jak dobrnęłam do końca, ale poprzysięgłam sobie, że nie zostawię tego tak. W końcu nie mogę zmarnować prawie kompletnej historii w mojej głowie :) Piszę kiedy mogę, a przerwa może trwać nawet pół roku, ale w końcu się za to wezmę, prawda?
1 komentarz:
"Zostałabym lesbijką, ale dziewczyny są jeszcze gorsze" haha, true :D
Ciekawie się czytało, mało błędów, dobra równowaga między ilością dialogów a opisów. Jak zwykle :)
Wyłapałam kilka zdań do poprawienia:
"Ona nie pokaże się nam, puki nie nabierze sił [...]" - *póki.
"Nie skądże" - przed skądże przecinek.
W kilku miejscach zabrakło przecinków przed "żeby" oraz słowami typu "rozmawiając", "niszcząc".
Pozdrawiam :)
gwiazdogrod.blogspot.com
Prześlij komentarz