piątek, 14 października 2016

Rozdział 6

Biegła, biegła, wciąż biegła, nie chciała się zatrzymać, choć ból w łapie był niemiłosierny, a w płucach brakowało powietrza. Ale nie dusiła się, co było dość dziwne w jej przypadku. Kiedyś była w szpitalu, gdy stwierdzono u niej astmę oskrzelową i od tego czasu miała problemy ze wzmożoną aktywnością fizyczną, choć leczyła się latami. Lecz teraz nie było nawet czasu o tym myśleć, najważniejsze dla Kammy było oddalenie się od cywilizacji tak daleko jak to tylko możliwe. Słyszała ptaki wzbijające się w powietrze i te siedzące na gałęziach, które wyśpiewywały swoje melodie. Czuła rośliny i zwierzęta wokół. I pomyśleć, że o innych porach roku jest ich jeszcze więcej, że znajdują się na każdym kroku, tak nieprawdopodobnie blisko. Wreszcie Kamma doszła do jaskini. Nos jej mówił, że wcale tu nie jest bezpiecznie, że lepiej wręcz uciekać, a jednak nie mogła znaleźć nic lepszego do tej pory, więc jaskinia była jej jedyną szansą. Szła wgłąb przeciwstawiając się instynktowi. Przecież Shery mówił, że musi się przełamać, nie słuchać instynktu. Nagle usłyszała jakiś ruch odbijający się od kamiennych ścian. Trudno było stwierdzić czy działo się to za nią czy przed nią. Jednak z pewnością to było coś dużego.
- Niedźwiedzie? - przeszło jej przez myśl, choć nie wiedziała, że właśnie porozumiewa się z całym stadem. Zaczęła iść wolniej do środka. Poczuła mleko, ale jakby inne, niż to, które zwykle wlewa się do płatków. Usłyszała nawoływanie, które brzmiało jak młoda koza. A potem pomruk. Wilczyca momentalnie zawróciła, ale było już za późno. Wściekły ryk potrząsnął jaskinią. Mimo ogromnych rozmiarów niedźwiedź poruszał się bardzo szybko w porównaniu do kulejącego wilka. Kamma potknęła się i runęła do przodu, uderzając pyskiem w kamienne podłoże, z którego wystawały nieregularnie ostre fragmenty. Niedźwiedź był już przy intruzie, stawał na tylnych łapach i unosił przednią do uderzenia. Po chwili słychać było pisk i zwierzę szykowało się już do kolejnego ciosu. Kamma próbowała się podnieść, ale bezskutecznie. Piszczała i skamlała, a ogromne pazury orały jej skórę. Po chwili coś dużego uderzyło w ziemię przed nią. Krew zalewała jej oczy, ale dojrzała coś jasnego i po chwili straciła przytomność.
***
Jaskinia miała niskie wejście co utrudniło mu nieco wślizgnięcie się do niej, ale ostatecznie im dalej w głąb, tym robiła się wyższa. Nie było jednak czasu na rozmyślanie nad sposobem wejścia. Robin uderzył łbem w kamienie, a te po chwili posypały się jak domek z kart. Teraz można było bez problemu wkroczyć do środka. Słyszał skamlenie, piski i wycie, ale również ryk niedźwiedzicy. Alfa niewiele myśląc pobiegł w tamtym kierunku, w głębi siebie już rozniecając ogień. Od miejsca, w którym leżała Kamma dzieliło go niespełna dwadzieścia metrów. Kiedy tam dotarł, zobaczył sporo krwi, co jeszcze bardziej go rozjuszyło. Skoczył w kierunku niedźwiedzicy i wylądował tuż przed nią, gdy znów zamachiwała się łapą. Wtedy całe futro czarnego wilka zaczęło płonąć ogniem. Gorące światło odstraszyło bestię wgłąb jaskini wraz z młodym. Tam nie było wyjścia, ale Robin nie zamierzał ich gonić. Skrył ogień wewnątrz siebie i obrócił się do nieprzytomnej wilczycy. Wciąż pachniała życiem, ale to ulatywało z niej powoli. Wilk wzdrygnął się. Zapach życia był tym czego demony w dużej mierze nienawidziły i choć on zdążył się już przyzwyczaić przez lata, teraz nagle uderzyła go ta myśl, że mógłby odebrać jej życie. Potrząsnął łbem, zmienił się w człowieka i wziął bezwładne ciało wilczycy na ręce. Im szybciej znajdzie się w klinice, tym lepiej. 
- Mam ją - przekazał Shery'emu. - Była w gawrze. Jest nieprzytomna i będzie ją trzeba nieźle pozszywać.
- Spotkamy się w klinice. Przygotuję barbiturany. Ney wezwali gdzieś tam..Robin, Fenestra kręci się w pobliżu. Gdzieś niedaleko was jest Syberlan. Ty szedłeś za Kammą, Fenestra za Tobą, a on za nią. Lepiej uważaj, bo nie sądzę, żeby nieprzytomna wilczyca używała mocy do obrony. 
- Ty się nie martw o mnie tylko o siebie - uciął Alfa i znów uniemożliwił reszcie stada słuchanie jego myśli. 
***
Otworzyła oczy. Wiedziała, że oddycha, ale nie czuła nic więcej. Nie mogła się ruszyć, co było przerażające. W nos uderzył ją zapach kliniki, z której uciekła. Ale co tu robiła? Po chwili zaczęły do niej wracać wspomnienia. O tym, że jest wilkiem, że zaatakował ją niedźwiedź. Teraz przynajmniej zna zapach tych stworzeń. Po chwili próbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym przebywała. Przerażona odkryła, że znajduje się w klatce w domu Nightów. Miała na sobie mnóstwo bandaży i z pewnością jeszcze więcej szwów, ale nie czuła tego. Nie rozumiała dlaczego. Czy to nawet lepiej, że nie boli? Z drugiej strony nawet nie może wstać czy przesunąć łapy. Instynkt mówił jej, że to bardzo źle, nawet nie mogła marzyć o ucieczce. Oddychała, lecz żaden mięsień nie drgnął, kiedy desperacko próbowała się poruszyć. Nie wiedziała ile minęło czasu, nim udało jej się zastrzyc uchem, a wreszcie nieco przesunąć. Posłanie w klatce do najwygodniejszych nie należało, ale nie na tym bólu skupiły się myśli Kammy. Była obolała po spotkaniu z niedźwiedziem i opatrywaniu. Co gorsza nie czuła się dość silna, by wstać. Długo czekała, nim jej ciało nabrało sił, by dotrzeć do misek z jedzeniem i wodą. Mięso nie pachniało źle, ale na pewno inaczej, niż gdy to zapamiętała będąc człowiekiem. Nawet nie wyczuła środków nasennych. Kiedy ponownie się obudziła, wyczuła czyjąś obecność. Podniosła łeb w poszukiwaniu tego, kto jej towarzyszył. Przy klatce warował czarny wilk o złotych ślepiach. Był ogromny w porównaniu do niej. Nienaturalnie wielki, ledwo mieścił się między klatką, a kanapą. Kamma czuła jego ostry zapach, władczość i niekwestionowane przywództwo. Nigdy nie doświadczyła tego będąc człowiekiem. Teraz rozumiała dlaczego właśnie Robin rządzi swoimi braćmi. Oddzielały ich metalowe pręty klatki. Wilczyca odruchowo skierowała wzrok w bok. Wiedziała, że należy okazać mu respekt, choć nie pamiętała by reszta wilków tak robiła.
- Jesteś nieszczęśliwa, ale to dla Twojego bezpieczeństwa - usłyszała znajomy głos w głowie. Alfa rzadko robił to przedtem, ale teraz wszyscy przemawiali do niej w głowie.
- Wypuść mnie! - warknęła by dodać swojemu przesłaniu siły. Jednak on pozostał niewzruszony. I wcale nie było to dziwne, ponieważ Kamma sama nie wierzyła w to, że jej posłucha.
- Póki nie nabierzesz siły, poczekamy. Może do tego czasu zmienisz się w człowieka. Tu przynajmniej Fenestra Cię nie dosięgnie.
- To nie jest miejsce dla mnie. Muszę...
- Nie! Zostaniesz tutaj.
- Umiem się bronić - odburknęła spoglądając na niego spode łba.
- O tak, zwłaszcza przed niedźwiedziami.
- To był wypadek, przedtem udało mi się...
- Wiem. I nie pozwolę, żeby trafiła się jej kolejna okazja do spotkania z Tobą.
- Więc będziesz mnie tu więził?! - wyszczerzyła na niego zęby, ale w porównaniu do niego była malutka, jej kły także.
Czarny wilk przysunął łeb bliżej klatki i również obnażył zęby.
- Nawet gdybym miał Ci założyć kaganiec - odparł sucho wilczym głosem, który brzmiał w jej uszach niczym grzmienie burzowego nieba. Cofnęła się do tylnej ściany swojego więzienia podkulając ogon. Takiego Robina nie znała. Był przerażający, był dla niej zwykłym potworem, takim, jakich bała się będąc małą dziewczynką, która nie chciała wyjrzeć spod kołdry nocą. Tylko teraz potwór był prawdziwy. Do tej pory uważała go za swoją drugą połówkę, za miłość, która nigdy nie miała się skończyć. Nigdy bestia kryjąca się pod skórą chłopaka nie zwróciła się przeciw niej. Aż do teraz. Skulona w kącie klatki nie miała zamiaru odwracać się do niego plecami. Tak mówił jej instynkt. Nie myślała nic konkretnego, ale bała się i czuła, że nie chce Alfy tutaj. Jej ludzka część zastanawiała się dlaczego to wszystko się dzieje. Dlaczego nie może być tak jak dawniej? Dlaczego nie cieszą się swoim towarzystwem, choć tak bardzo za nim tęskniła? Dlaczego nie może wyjść i przytulić się do niego, mimo, że jej go brakowało?
- Co jest między nami nie tak? Ile czasu już tu jestem? - zastanawiała się nie wiedząc, że wilki ją słyszą.
- W zasadzie powinnaś być w szkole - odpowiedział wilk leżący teraz nieco dalej klatki, pomijając pierwsze pytanie.
- Nie czytaj mi w myślach - upomniała go.
- Nie muszę. Sama mi je wyznajesz.
- Co takiego?! 
- Nie kontrolujesz swoich myśli, wszystko co myślisz i o czym, słyszymy i my. Ale jeśli chcesz mogę nauczyć Cię jak zachowywać niektóre rzeczy dla siebie.
- To znaczy, że.. - w głowie Kammy zaczęły rodzić się nieprzyzwoite rzeczy, choć usilnie próbowała nie myśleć właśnie o nich.
- Dobrze, że chłopaki Cię teraz nie słuchają - westchnął i skierował spojrzenie na zwiniętą w klatce kulkę. - Wznoszenie barier w głowie jest bardzo proste. Wyobraź sobie, że otacza Cię mur, z którego Twoje myśli nie będą uciekać w przestrzeń. Kiedy już to zrobisz, pomyśl coś, a ja powiem czy Ci się udało.
Wilczyca rozejrzała się wokół. Klatka. Klatka jest murem. Kamienny mur wznosił się oczami jej wyobraźni. Starając się utrzymać go w głowie, pomyślała o nim.
- Mur tu jest. Na pewno się udało - powiedziała znów nieświadoma, że mimo jej starań, Robin słyszał doskonale co przekazała.
- Nie, nie udało się. Nie masz go widzieć, masz go poczuć.
- Jak mam poczuć coś, co w mojej głowie nie ma zapachu?! - zaprotestowała.
- Zdajesz się tylko na instynkt. Bądź ponad to. Musisz wiedzieć, że mur...że to jest wokół Ciebie. Mur to metafora. Bariera zamyka Twoje myśli uniemożliwiając innym ich odbieranie. Czasem chcesz żeby z Tobą była, a czasem nie.
- Robisz to setki lat, reszta też, to wcale nie jest proste.
- Zamiast gadać, próbuj. 
I próbowała, lecz przez pół godziny nie dało to żadnego rezultatu. Jedyne co poczuła, to to, że musi skorzystać z toalety.
- Nie mam już siły. Muszę na dwór.
W złotych ślepiach Robina widać było, że przez moment nie był pewien jaką decyzję podjąć. Z jednej strony nie mógł przecież jej tego odmówić, z drugiej jednak bał się, że ucieknie. Ale szybko odrzucił drugą opcję. Jego partnerka była zbyt pokiereszowana i brakowało jej zwinności by była w stanie umknąć mu, gdy jest w wilczej postaci.
***
Nadchodził wieczór, ale Syberlan wcale nie zrezygnował z poszukiwań. Nie ustawał dniem i nocą szukając Fenestry. Wciąż przemierzał las, znał go już właściwie jak Podziemie i zauważał wszystkie zmiany, które w nim zachodziły; od zmiany liczebności stada saren, aż po świeżą krew jakiegoś małego stworzenia zabitego przez sowę czy innego ptaka. W lesie niewiele się działo - nie licząc ostatniego spotkania Kammy z niedźwiedziem, ale tym zajął się Robin. Zadanie schwytania demona było nużące. Syberlan znajdywał ślady w śniegu, lecz nie należały do Fenestry, a jeśli tak to trop w pewnym momencie się urywał. Nawet w wilczej postaci nie umiał on dostrzec śniegu strząśniętego z drzew, czemu nie trudno się dziwić. Zawsze był wojownikiem, dostrzegał słabe punkty przeciwnika, nie jemu przyznano miano Sokolego Oka. Gary z pewnością był w tym lepszy, ale uczniowie miejskiej szkoły mieli więcej pracy przed zbliżającymi się feriami zimowymi.
Szedł skrajem lasu niedaleko domu Nightów. Kręcił się w tej okolicy już jakiś czas, spodziewając się, że demon zaatakuje wykorzystując słabość Kammy. Na razie nic na to nie wskazywało. Gdy zobaczył - w porównaniu do Alfy - małego wilka, przystanął i przyglądał się tej dwójce. Wilczyca wychodziła z zaspy śniegowej, w której wcześniej prawdopodobnie wykopała dziurę. Wilk zaś siedział nieopodal i szybko spostrzegł spoczywające na nim spojrzenie Syberlana. Ale ona była szybsza. Napędzana instynktem, strachem i spłoszona obecnością obcego, Kamma ruszyła przez śnieg ku drzewom, lecz w stronę dalszą od niego. Robinowi było dużo łatwiej przedzierać się przez zaspy i mimo potężnej budowy poruszał się dużo sprawniej, niż zgrabna wilczyca. Także wysłannik Demona rzucił się do pościgu, który z góry był wygrany. Gdy tylko uciekinierce udało się dotrzeć między drzewa, nie miała już sił by dalej uciekać. Upadła na ziemię, a niektóre szwy na ciele puściły. Jej spojrzenie zdawało się błagać o pomoc, lecz gdy samce podeszły bliżej, warknęła na nich. Syberlan opuścił barierę oddzielającą go od tych dwojga.
- Nie wrócę tam! Zabierz go! Niech się wynosi! Odejdź ode mnie, słyszysz?! Albo Cię zabiję - Kamma powarkiwała chcąc uwiarygodnić swój przekaz, wiła się jednak z bólu i popiskiwała. - To boli! Boję się. Nie chcę wracać do klatki.
Srebrny wilk spojrzał na czarnego i po chwili wycofał się o kilka kroków. Nie było jego obowiązkiem mieszanie się do tego co bracia zrobią z przemienioną dziewczyną i nie do niego należała decyzja. A jednak współczuł jej, bo tak jak on nie lubił przebywać w swojej ludzkiej formie, tak ona pewnie nie chciała być wilkiem. Miała przez to więcej kłopotów, niż zazwyczaj i nikt nie potrafił do końca jej pomóc, choć wszyscy robili co mogli.
- No dobrze - zgodził się Alfa. - Na próbę, jedną noc.

1 komentarz:

Batgirlpisze pisze...

Hej Mery ;)
Piszesz jedno z najlepszych opowiadań jakie w życiu czytałam. Połączenie historii o ludziach potrafiących zmienić się w wilki. Opisy bardzo realistyczne, a walkę wilka z niedźwiedziem czytałam z zapartym tchem. Masz niezwykły talent i lekkość pióra :3. Czekam na nexta.
Ps. Przepraszam za spam
batgirlpisze.blogspot.com